- To może opowiesz mi coś o sobie? - zaczął ledwo trzymając się na nogach.
- A co chcesz wiedzieć? - zapytałam potykając się o najbliższy kamyk.
Na szczęście udało mi się zachować równowagę. Szliśmy wzdłuż wytoczonej, liściastej ścieżki. W między czasie nasze buzie się nie potrafiły zamknąć. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, pomijając fakt, że oboje byliśmy pod działaniem alkoholu. Jedna godzina, druga, trzecia i bez przerwy w ruchu. W końcu Łukasz dostrzegł w oddali jakieś małe jeziorko. Chwilę później znaleźliśmy się nad jej brzegiem. Księżyc powoli zaczynał ujawniać swój blask w towarzystwie błyszczących punktów na niebie, gwiazd. W powietrzu unosił się delikatny zapach lasu w towarzystwie miliona żółtych świetlików. To dopiero był nastrój Nagle Łukasz wstał i zaczął czegoś szukać.
- Wczorajszego dnia już nie znajdziesz, sorry. - zaśmiałam się siedząc nad brzegiem sadzawki.
Chłopak mi nie odpowiedział. Widocznie był za bardzo zajęty szperaniem w trawie. Nagle wstał i skierował się w stronę wody ze ściśniętą pięścią. Ciekawe co takiego tam znalazł. Zamknęłam oczy i nagle chlup. Gwałtownie spojrzałam na chłopaka, który... puszczał kaczuszki.
- Ciota - odparłam ze śmiechem na widok tego, że nie idą mu one najlepiej.
- W takim razie zapraszam. - zaśmiał się wyciągając rękę, na której spoczywał płaski kamyk.
- Pacz i się ucz. - powiedziałam.
Wzięłam spory zamach ręką i... przez przypadek uderzyłam Łukasza prostu w twarz. Chłopak zachwiał się po czym zaczął lecieć w stronę wody łapiąc mnie za rękę. Oboje wylądowaliśmy w płytkiej części jeziorka. Plecy chłopaka dotykały wody, a ja leżałam na jego brzuchu. Zrobiło się bardzo niezręcznie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz