wtorek, 24 listopada 2015

13. Sen snu w śnie - Łukasz

kie miłe lądowanie... Dzięki, Marika. Dzięki tobie Łukaszek po raz kolejny zaliczył glebę. Woda mi sięgała po uszy, więc uniosłem głowę... Za blisko dziewczyny. Nasze twarze są po prostu za blisko. Za blisko... Poczułem, że dół mojej koszulki, kark, plecy i włosy są (prawie) całe mokre. Żadne z nas nie umiało zrobić jakiegokolwiek ruchu.  Nie mogłem się ruszyć ani wydusić ani jednego słowa. To było... Dziwne. Przecież JA tym bardziej nigdy się tak nie zachowuje. 
- Emm... - powiedzieliśmy nawzajem, patrząc sobie głęboko w oczy. - Przepraszam - szepnęliśmy oboje, po czym Marika się podniosła i ,,otrzepała", ja usiadłem nadal nie wstając. Spojrzała na mnie pytająco, a ja na nią lecz od razu spuściłem głowę zawstydzony. 
- No co? - uniosła brwi i podała mi rękę. Niepewnie chwyciłem ją i z jej pomocą wstałem na nogi. 
-Nie nic... -mruknąłem ledwo słyszalnie i wyszedłem z wody.
- Jesteś zły? - zapytała.
- Nie - próbowałem chociaż trochę się osuszyć. Po chwili zdjąłem bluzę, zostając w krótkim rękawku.
- Przecież widać - mimo tego zaśmiała się cicho - Nie jest ci za ciepło..?
 Wzruszyłem ramionami, na które zarzuciłem ubranie. Rozejrzałem się a parę razy przetarłem oczy. Czy ja widzę kurwa dziki? Zamrugałem. Nie no, jeszcze jakieś zwidy mam... 
 Westchnąłem i powoli usiadłem pod drzewem, kładąc ręce na kark. Spojrzałem na gwieździste, granatowo ciemne niebo wydające się być jakimś cudem... Kątem zauważyłem stojącą jeszcze nad stawem Marikę, która chyba nadal była zszokowana tym co się stało. 
- Chodź tutaj. - powiedziałem dziwnie spokojnym i zawiackim tonem. 
 Skinęła głową i zaczęła podchodzić. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, po czym zamknąłem oczy. Poczułem jak coś mnie szturchnęło w bok. Dziewczyna oparła się obok mnie o pień. 
- Ładnie tu, co? - zapytałem nie spuszczając z niej wzroku. W oświetleniu księżyca tak pięknie wyg... Zaraz, co ty do cholery jasnej pierdolisz?
 - No - odparła i uśmiechnęła się delikatnie. Odwzajemniłem to, ale cóż, nie wiem czy to zauważyła... 
 Oboje tak siedzieliśmy całą noc, aż w końcu padłem. Po prostu oboje zasnęliśmy.. Tak jakby. Nie umiałem podnieść powiek, a zamiast tego miałem jakieś uczucie że kogoś tulę... [...Dwa dni później (?)...] Coś błysnęło. I to mocno... Błagam, co mnie budzi? Ja tu chce spać... Otworzyłem ledwo jedno oko. Marika gwałtownie odsunęła się ode mnie, po czym powoli wstała.
- Co wy tu robicie? - zapytała rudowłosa. Spojrzałem na nią i podpierając się o drzewo, powoli wstałem.
- Grzyby zbieramy... - WTF?!
- W środku nocy? I po co ci do grzybów telefon? - zmierzyłem ją morderczym wzrokiem.
- Fajną sesje mieliście... - powiedziała po czym wlazła na drzewo. - Sprawdźcie potem fejsa.
 Zniszczysz mi karierę - pomyślałem.
Dobra, Łukasz nie bądź takim materialistą.
- Nie zrobisz tego - mruknąłem szukając bluzy. Gdy uderzyłem głową o gałąź jakiegoś drzewa, syknąłem.
- Skąd wiesz? - roześmiała się - Niech klasa wie... - ale co kurwa wie? Czy ja o czymś nie wiem? Kaya, zaczynasz mnie trochę wkurwiać...
 Spojrzałem błagalnie na Kamila, który tylko zachichotał złowieszczo.
- Kaaaaamil - warknąłem przeciągając druga literę.
- Wybacz, zabawa musi być - uśmiechnął się i mrugnął do Kai.
 Marika rzuciła we mnie moją bluzą, żebym na nią spojrzał. ,,Zrób coś" mówił jej wzrok. Nie no, to chyba nic poważnego... Są za wielkimi tchórzami żeby to zrobić... Znaczy... Chyba..
- Dobra, mam na was kompletnie wywalone. - mruknąłem i zacząłem powoli odchodzić, gdy nagle znalazłem się pod Kayą... No i kurwa... Spadła mi na łeb.
- KAYA - wydarłem się na chyba cały las. Ale nadal dręczyło mnie pytanie, co oni tu robią? Przecież.. Myślałem że tylko ja przesiaduję w takich miejscach.
- Ups - zaśmiała się i zeszła z moich pleców. - Teraz mnie zajebiesz? - poruszyła słodko rzęsami.
 Pokręciłem głową na boki.
- Dziewczyn nie bije. - warknąłem i wstałem, zawiązując bluzę na szyję. - Lecz dla ciebie mogę zrobić wyjątek - uśmiechnąłem się, po czym dodałem widząc jej minę  - Nie no, żartuje...
 Poprawiłem włosy, po czym westchnąłem wbijając wzrok twardo w ziemię. Momentalnie posmutniałem... Chciałem pobyć trochę sam na sam z Mariką, tak, wiem, dziwnie to brzmi, ale chociaż to tylko jak przyjaciele...
- Łukasz, co ci?
- Chyba już sobie pójdę - westchnąłem i odwróciłem się na pięcie.
- Pójdę z tobą... [...] Przechadzaliśmy się po ciemnym i gęstym lesie. Chyba się zgubiliśmy..Przeze mnie. Brawo Yoczooku, znowu coś spieprzyłeś. Wyciągnąłem IPhone'a i spojrzałem która godzina. Już 2:34...Oparłem się o drzewo i wyjrzałem na nie, zatrzymując Marikę.
-  Co ty...? - przerwała, gdy nagle popędziły na nas światła latarek.
- Stójcie bachory! - warknął męski głos. Wystraszeni spojrzeliśmy i ujrzeliśmy.. Kurwa, co tu robi policja? Czyżby nasi starzy zgłosili zaginięcie..?
- Ręce do góry! - powiedział drugi, po czym mnie złapał.
 Marika nie wiedziała co robić. Ją natomiast wzięli delikatnie... Dobrze. Inaczej by mieli wpierdol. Ale kurwa, czemu mnie zawsze tak brutalnie traktują, ja się pytam..?
 Wsadzili nas do radiowozu, na tylnych siedzeniach.
- Mam przejebane - wyszeptałem do niej
- Ja też - spojrzała w okno
- Wybacz - westchnąłem.
 Po paru minutach byliśmy na komendzie. Kazali mi wyciągnąć wszystko co mam. Nie no, ja tego nie czaję. Serio kobiety to traktują jak porcelankę... Potem siedzieliśmy na tych krzesłach. Co za trybuny...
- Jak bardzo jesteś na mnie wściekła? - spojrzałem na nią ukradkiem.
- Tak na... 1 %? - odwróciła wzrok. - To nie twoja wina...
 Chciałem coś powiedzieć, lecz nagle te drzwi się otworzyły. Oboje podnieśliśmy się, spodziewając najgorszego. Jakiś facet, zapewne jej ojciec rzucił się na mnie zaczynając wyzywać. 
- Zostaw go! - powiedziała Marika. Dzięki... Uratowałaś mnie. A ja nic dla ciebie nie zrobiłem...
- Zobaczysz, jeszcze zobaczymy się w sądzie, mam takich zarąbistych prawników, pójdziesz za kratki. - coś jeszcze pierdoliła mi jej mama, ale ja już tego nie chciałem słuchać. Potem jeszcze rozmawiali z psami, co chwilę rzucając mi morderczy wzrok. Jej stary trzymał ją, zapewne żeby nie uciekła albo coś... Jakby próbowała mnie przepraszać wzrokiem. Przełknąłem ślinę.
- No to chłopie się doczekałeś - zaczął podchodzić do mnie jeden facet 
- Ale... - jęknąłem, gdy ten założył mi kajdanki. Co do chuja?!
 Zaczął mnie gdzieś prowadzić.. Na dołek. Spojrzałem na Marikę, która chyba siebie zaczęła obwiniać. Przesiedziałem w tym pierdlu 24 godziny, aż w końcu moja matka przyszła po mnie... [...]
- Łukasz, co się dzieje? - zapytała wchodząc do kuchni.
- No nic no. - warknąłem, odkładając szklankę z wodą.
- Słyszałam że uciekłeś z jakąś dziewczyną - powiedziała, na co momentalnie zesztywniałem. Odwróciłem się do niej twarzą.
- Ale czy ty nie rozumiesz, że ja nic się nie dzieje? - syknąłem. Nie no, teraz to mam wkurwienie na max. 
-Przydzielili ci kuratora.
 Wyplułem wodę na podłogę.
- CO KUR...?! - powstrzymałem się od przekleństwa. Dopiero bym miał wpierdol...
 Nie odpowiedziała tylko poszła sobie. Prychnąłem i pobiegłem na górę, do swojego pokoju. Od razu się zamknąłem. Jak mi miło, że przykleiłem papier do szyby drzwi... Usiadłem na łóżku. A raczej na nie padłem, biorąc poduszkę w ręce. Uspokoiłem się po chwili. Na szafie mój kochany napis ,,Teren Budowy. Wstęp Wzbroniony." No i prawilnie... Jak zawsze syf. Burdel. Jak w mojej głowie. Nawet kamera jest na ziemi... Jesteś Youtuber'em, spełniłeś swoje największe marzenie, masz dom, jeszcze matkę... Czego jeszcze chcesz? Zaraz zaczniesz się ciąć... Kiedyś to robiłeś. Masz jeszcze swoją ulubioną bliznę po żyletce. Ze mną zawsze były problemy, psychiczne. Aby się odstresować wypróbowałem mój codzienny sposób i przejrzałem facebook'a, instagrama i inne. Widocznie Kaya mizia się z Kamilem i zapomniała nas wstawić.. Hehe. Nie śmieszne, Łukasz. Nie jesteś śmieszny. Jesteś żałosny. Zostały 4 godziny do szkoły... Może będę miał to w dupie i nie pójdę? Liceum nie jest obowiązkowe, prawda..? Wziąłem słuchawki i zatopiłem się w smętnym rapie... A raczej też zwykłej muzyce. [...]
 Do moich oczu dotarł blask słońca... Pierdolone słońce. Nie znoszę go. Która godzina? 7:36. Za dwie godziny buda i 8 godzin... Z a j e b i ś c i e. Wstałem niechętnie, zauważając uchylone drzwi. Czyżby... No tak, Maksiu.... Gdzie jesteś mój psi przyjacielu? Jedyny i prawdziwy, który mnie nie zostawi. W pewnej chwili owczarek rzucił się na mnie i przewrócił na łóżko, zaczynając lizać po twarzy. Ostatnio mało czasu mu poświęcam.. Zaśmiałem się i pogłaskałem go po głowie. Ten wziął w pysk smycz i mi dał.
- Teraz...? - wyjrzałem przez mój balkon - Nie chce mi się... - mruknąłem, na co mnie ugryzł. - Au!
 Dobra, idę... W końcu jednak go spuściłem. Mam do niego zaufanie i pewność, że nie ucieknie. Było ciemno. Szliśmy tak wzdłuż ulicy. Samochody nie jeździły i mogłem swobodnie wychodzić na drogę. Nagle ten zatrzymał się przy.. Pudle. Podszedłem, zauważając że te się rusza. Gdy otworzyłem szczeniak wyskoczył mi wystraszony w ręce. Zaczął się trząść, a ja go utuliłem do swojej bluzy. Polizał mnie a Maks zaszczekał. Przypomniała mi się od razu Marika... Wyjąłem telefon z ręki, czując wibracje. Pierdyliant zaproszeń do znajomych... Wszystkie przyjąłem i napisałem do Mariki.
 Chyba mnie nie zamordujesz za to? - tak brzmiała moja wiadomość.
 Nie. -  cóż, szybko otrzymałem odpowiedź...
Podniosłem się i oparłem o ogrodzenie jakiegoś domu.
 Mogę coś zrobić w ramach rekopensaty? 
 Tak. - i jeszcze te kropki... Chyba serio jest na mnie wkurwiona
 Dasz adres?
 Tak.
 Po tym napisała mi go. Mieszka blisko mnie... 3 domy dalej. Szybko tam poszedłem z psami, jednak było zamknięte. Przelazłem przez płot a Maks pod nim wykopał dziurę. Na górze chyba było okno dziewczyny. Rozejrzałem się i zobaczyłem drabinę. No i wiadomo co zrobiłem.. Zapukałem w okno, ukrywając szczeniaka. Jakimś cudem zmieścił mi się w kieszeni (Brutal 100% xd) Dziewczyna zszokowana spojrzała w moją stronę i otworzyła je.
- Co ty tu robisz? Zwariowałeś - wyszeptała do mnie.
- No widocznie. - spuściłem głowę - Chciałem cię przeprosić i...
 Wziąłem w ręce Corgi'ego i dałem w jej stronę. Spojrzała na mnie jeszcze bardziej zdziwiona i delikatnie go chwyciła, biorąc do siebie. Pogłaskała pieska za uchem, na co zamerdał ogonem i polizał ją. Marika zaśmiała się cicho.
- Zawsze może zostać u mnie... - powiedziałem patrząc raz na nią, raz na małego.
 Usłyszałem jak mój pies szczeka. Dałem mu znak ręką, żeby się uciszył, lecz ten nadal latał po ogrodzie.
- Masz psa? - wyjrzała przez okno i spojrzała mojego jakże kochanego niemca...
- Tak... - westchnąłem - Ty też masz...
 Zatkało ją. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Jej wzrok stal się taki... Wesoły i pełny nadziei. Uśmiechnąłem się na myśl, że pierwszy raz w życiu mogłem kogoś uszczęśliwić. No i stało się coś, czego bym się nie spodziewał... Pocałowała mnie w policzek. Moje serce zaczęło bić mocniej... Ale czemu cholera? Opanuj to bo zrobisz z siebie debila! Ale nie wytrzymałem... Zachwiałem się na drabinie, lecz w ostatniej chwili dziewczyna złapała mnie za kaptur.
- Em.. Emm... Dzięki. - wyszeptałem cicho. Najciszej jak mogłem... - Chyba... Już pójdę...
 No i oczywiście jestem sierotą, więc wywaliłem się w krzaki. Maks podbiegł do mnie i zaczął lizać... U niego to normalne.
- Przestań - wybuchłem, gdy zaczął mnie łaskotać.
 Przestał. Wstałem i otrzepałem się, patrząc w górę. Marika było w oknie, ale jak zobaczyła mój wzrok od razu poszła. Uśmiechnąłem się lekko sam do siebie, słysząc czyjeś kroki. Szybko uciekłem, wiedząc, że jej ojciec tutaj idzie... I oczywiście usłyszałem szczekanie dwóch dobermanów. Ten mój zjeb chciał się na nie rzucić, ale jakimś cudem zaciągnąłem go do domu.

12. Bez granic - Kaya

Hyh zawsze chciałam mieć jakieś zwierzę, jednak moi kochani rodzice nie pozwalają mi..
-Masz może psa..?-zapytałam, nigdy nie umiałam normalnie gadać..ale może sie naucze co sie mija z prawdą.
-Taa, a co?-odpowiedział, a ja bez słowa zaczęłam szukać zwierzaka..kocham psy i zawsze chciałam mieć w domu swojego, kochany ojczulek jednak nie chce..nigdy nie chciał żadnego zwierzaka. Raz jak przyniosłam do domu bezdomnego kota to mnie z nim wyrzucił.. Nawet nie wiem co z tym kotem teraz jest.. W końcu znalazłam tego psa.
-Ey dasz mi go prawda?-powiedziałam patrząc na psa. Jak coś to ukradnę i będę żyć pod mosteeem..nie dobra.l
-Ale co? Że psa?Przecież ty masz psa w domu.-mruknął.
-Właśnie nie mam..a chcę..ze schroniska mi nie dadzą ani sobie nie kupie, bo nie mam kasy i nie jestem pełnoletnia..kurw..-warknęłam sama do siebie. Teraz sobie zdałam sprawę, że kiedyś tam mówiłam że jestem pełnoletnia..ugh..
-A ty nie masz urodzin za tydzień?
-Nie, nie podałam nikomu nigdy prawdziwej daty..tak na serio to mam za 4 dni..-to miała być tajemnica Kaya..znowu zwaliłam wszystko, jak zwykle..
-To może pójdziemy do lasu?-rzuciłam coś na szybko, a ten się zgodził. Ruszyłam pierwsza w stronę lasu, nie minęła chwila, a już w nim byliśmy. W pewnym momencie zauważyłam coś nietypowego.. czyżby Łukasz i Marika leżeli na ziemi? Wzięłam telefon i sprawdziłam, która godzina.. 24.30 nieźle. A gdyby tak.. zamyślił się chwile po czym szybko telefonem zrobiłam im zdjęcie..hyhy. Nie wyłączyłam tylko lampy błyskowej i się obudzili.
-Co wy tu robicie?-zauważyłam jak Marika wstała z ziemi, a za nią Łukasz.
-Grzyby zbieramy....-palnęłam coś na szybko.
-W środku nocy? I po co ci do grzybów telefon?-mruknął Łukasz. Zara się w robię i będzie wpierdol...
-Fajną sesje mieliście..-powiedziałam i uciekłam na drzewo
-Sprawcie potem fejsa.-dodałam.

poniedziałek, 23 listopada 2015

11. Nie każdy ma pecha..-Kamil

Bardzo fajnie. Mimo, że dzień był dziwny, to na dodatek, Marika z Łukaszem gdzieś sobie poszli. Ale ma to też swoje dobre strony... Byłem sam na sam z Kayą.. Może to dziwne.. Ja 19, ona 16, ale i tak.. Byłem w niej zakochany. Kiedyś muszę podziękować im.. KIEDYŚ.
-To...-wypaliłem.- może się przejdziemy?
Brawo Kamilu.. Właśnie straciłeś fajną laskę. Ale no cóż..
-No ok.- zaśmiała się, i ruszyła do przodu.
-A skąd wiesz, w którą iść?- mrugnąłem, i dogoniłem ją. Dostrzegłem również, jak Łukasz, Marika idą, po drugiej stronie. Kaya się patrzyła się na przemian, na mnie, i na drogę.  
-Piękne widoki ,prawda?-próbowałem być choć trochę romantyczny. Słońce dodawało jeszcze więcej takiego klimatu.
-Bardzo.- było widać,że Kay się rozmarzyła. Szliśmy nadal, ale ja teraz ciągle patrzyłem na Kayę. Po chwili przemogłem się, i objąłem ją ramieniem. O dziwo, nie zrzuciła go, a nie zwyzywała mnie. Są postępy... Ale zobaczyłem, że Łukasz się nam przygląda..
-To co.. Może pójdziemy do mnie? *BEZ SKOJARZEŃ*- zaproponowałem. Dziewczyna się na mnie spojrzała, a po chwili odpowiedziała:
-Ok, tylko zadzwonię do rodziców, że wrócę później.- Kaya się zgodziła, kolejne postępy! Dziewczyna dzwoniła, a ja w tym czasie rozmyślałem, jak to będzie...
-Zgodzili się, tylko mam wrócić przed pierwszą.-Zaśmiała się. Ruszyliśmy w drogę. Do mojego burdelu, dzieliło nas zaledwie 400 metrów.  Dziwnym sposobem Kaya od razu wiedziała gdzie mieszkam. Najpiękniejszym domem to on nie jest, ale w środku..
Gdy stanęliśmy przed drzwiami, nie mogłem znaleźć kluczy.
-Miałem je w kieszeni..-myślałem na głos- Zaraz...
No tak... Klucze miałem w moim "schowku, czyli pod pierwszą z lewej, kostce brukowej. -A co u Ciebie tak właściwie będziemy robić?- Dziewczyna zapytała się. Hmm.. Trochę o tym myślałem, ale nie na tyle, by zwięźle odpowiedzieć.
-Zobaczysz.. Przygotuję coś.- zaśmiałem się.
Otworzyłem drzwi, i od razu poczułem zapach mojej wody kolońskiej. Mój Shiba-Inu: Pieseł, jest tryskający energią, i często zwala mi moje rzeczy.
-Ale tu pięknie pachnie..- Myślałem, że poczuje smród, a tu takie pozytywne zaskoczenie,
-Ty tutaj zostań, a ja zniosę na dół mój zwierzyniec.- Uśmiechnąłem się łobuzersko.
-To Ty.. Masz zwierzęta?- Kaya rozpromieniała. Właśnie zdałem sobie sprawę, ze zdradziłem jej moją tajemnicę.. I nie tylko tą tajemnicę...

niedziela, 22 listopada 2015

10. Świetlista noc - Marika

Powoli zeszłam z pojazdu. Skierowałam swój wzrok na Łukasza, który szybkim krokiem zaczął odprowadzać pojazd do niewielkiej chaty. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, by zobaczyć jaka jest godzina, ale liczby troiły mi się w oczach. Było ciemno, więc stawiałam na ok. 17 - 18. Dookoła panowała cisza. Nie było tu nikogo oprócz mnie i Łukasza. Po kilku minutach czekania, chłopak się pojawił i zaproponował spacer. Nie odpowiedziałam mu, lecz od razu ruszyłam przed siebie w ciemną noc.
- To może opowiesz mi coś o sobie? - zaczął ledwo trzymając się na nogach.
- A co chcesz wiedzieć? - zapytałam potykając się o najbliższy kamyk.
    Na szczęście udało mi się zachować równowagę. Szliśmy wzdłuż wytoczonej, liściastej ścieżki. W między czasie nasze buzie się nie potrafiły zamknąć. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, pomijając fakt, że oboje byliśmy pod działaniem alkoholu. Jedna godzina, druga, trzecia i bez przerwy w ruchu. W końcu Łukasz dostrzegł w oddali jakieś małe jeziorko. Chwilę później znaleźliśmy się nad jej brzegiem. Księżyc powoli zaczynał ujawniać swój blask w towarzystwie błyszczących punktów na niebie, gwiazd. W powietrzu unosił się delikatny zapach lasu w towarzystwie miliona żółtych świetlików. To dopiero był nastrój Nagle Łukasz wstał i zaczął czegoś szukać.
- Wczorajszego dnia już nie znajdziesz, sorry. - zaśmiałam się siedząc nad brzegiem sadzawki.
     Chłopak mi nie odpowiedział. Widocznie był za bardzo zajęty szperaniem w trawie. Nagle wstał i skierował się w stronę wody ze ściśniętą pięścią. Ciekawe co takiego tam znalazł. Zamknęłam oczy i nagle chlup. Gwałtownie spojrzałam na chłopaka, który... puszczał kaczuszki.
- Ciota - odparłam ze śmiechem na widok tego, że nie idą mu one najlepiej.
- W takim razie zapraszam. - zaśmiał się wyciągając rękę, na której spoczywał płaski kamyk.
- Pacz i się ucz. - powiedziałam.
     Wzięłam spory zamach ręką i... przez przypadek uderzyłam Łukasza prostu w twarz. Chłopak zachwiał się po czym zaczął lecieć w stronę wody łapiąc mnie za rękę. Oboje wylądowaliśmy w płytkiej części jeziorka. Plecy chłopaka dotykały wody, a ja leżałam na jego brzuchu. Zrobiło się bardzo niezręcznie...

9. Praca Początkowa - Łukasz

 No i zostaliśmy sami... Kompletnie. We dwójkę. Przynajmniej nie muszę siedzieć z całą trójką, której pieprzenie szczerze mnie zaczyna wkurwiać. Siedziałbym z boku i nic nie mówił.
- To... - mruknąłem, próbując zacząć temat - Może powiesz mi coś o sobie?
 Dziewczyna spojrzała na mnie nieufnie.
- Narazie... Wolałabym nie.
 Spoko, rozumiem. - chciałem to powiedzieć głośno, jednak coś mnie powstrzymało od ponownego pokazania mojego sarkazmu. Wyjąłem telefon i spojrzałem na godzinę. 13:43. Cholera, gdzie oni są? Już czuję się tu niezręcznie... Gdy schowałem, otworzyłem usta żeby coś powiedzieć, ale reszta ,,bandy" już przylazła.
- No co? - zapytał nagle, gdy my byliśmy wpatrzeni w stół.
- Nic - odparłem i osunąłem się do lustra żeby Kamil mógł usiąć.
 Po dokładnie 3 minutach przyszła nasza pizza. To ona w ogóle chodzi? Dobra, nie ważne. Znowu zaczęły się jakieś tematy. Zupełnie to olewałem i że nie byłem wtajemniczony, stale gapiłem się w lustro. Jest takie ciekawe... Brzydkie i brudne. A nie, czekaj. To twoje odbicie... W końcu jakoś się odnalazłem.
- To... Ty mieszkałeś w Westerplatte? - spojrzał na mnie Kamil.
- Yyy... - zacząłem, gdy ktoś mi napluł w twarz... Dosłownie... - Kurde, Marika! - warknąłem, a Kamil z Kayą zaczęli się śmiać. Spojrzałem na tą zdziwiony - Co to miało być?
- Nie ważne co, należy ci się - uśmiechnęła się do mnie ironicznie i odłożyła drinka. Rzeczywiście ta cola ma jakiś dziwny smak... Może chciała mnie zatruć ale wsypała coś i do swojego?
 Po godzinie wyszliśmy juź nażarci. (Najebani, hehe) Wychodziłem ostatni, gdy Kamil rzucił mi mściwy wzrok. O co mu kurwa chodzi? Zaczęliśmy wracać... Jakoś tak wyszło, że ja z Mariką poszliśmy bardziej na ulice (Dzięki Kaya, przez ciebie mam paranoję) a ci do trawy. Zauważyłem kątem, że Kamil objął Kay. Od razu odwróciłem wzrok. Jakoś nie chce mi się na to patrzeć... Wszyscy rzygają tenczo. Nagle o coś się potknąłem i *prawie* wywaliłem. Usłyszałem śmiech za sobą.
- Ha, ha. Co jest takie śmieszne, śmieszku? - zwróciłem się do Mariki. Ta pokręciła głową na boki i spojrzała na pudełko które zaczęło się ruszać.
- Jestem jakimś magikiem czy co? - uniosłem brwi i odeszłem kawałek spłoszony.
- Nie, łamago. - przewróciła oczami i wzięła te w ręce. Zaciekawiony podszedłem do niej bliżej, ale przed tym się obejrzałem. Kamil z Kayą byli już daleko. A niech se idą zakochańce w pizdu (XD) Już chyba wiem o co mu chodziło... Dziewczyna westchnęła, gdy otworzyła pudło.
- Co jest? - zapytałem.
 Słysząc ciche piski, spojrzałem tam gdzie ona. W pudle były małe szczeniaki Corgi. Przeniosłem pytający wzrok na Marikę.
- Rodzice... Nie pozwalają mi na psa. - mruknęła. - A teraz dzięki tobie w ogóle nie będę miała...
- Ja zawsze wszystko psuję - odparłem cicho - Przepraszam... Ale w ogóle, po co masz im mówić?
- Prędzej czy później się dowiedzą.
 Odłożyła pudełko i ponownie westchnęła.
- Wiesz co? - syknąłem, łapiąc się za tył głowy - Chyba już pójdę, łeb mnie boli.
- Zostajesz.
- Rozkazujesz mi?
- Tak.
 Uśmiechnąłem się lekko.
- Skoro tak to.. Chodź - ruszyłem w stronę moich terenów. Dziewczyna poszła za mną. W końcu znaleźliśmy się w cichym, otwartym miejscu z widokiem na góry i otaczającym nad lasem.
- Poczekaj tu... I zamknij oczy. - uśmiechnąłem się chytrze.
 Wlazłam w busz. Kurde, jak ja kocham to miejsce... Zazwyczaj przesiaduję tu sam. Dziś to się zmieni. Była tam mała chata... No tak jakby. Wziąłem mój Quad i wsiadłem na niego, po czym pojechałem przejechać Marikę (XD). Ta wystraszona odskoczyła, gdy przejechałem jej przed nosem.
- No co? Bierz kask i wsiadaj. - mruknąłem.
- Chcesz mnie zabić? - warknęła - Umiesz w ogóle na tym jeździć?
- Tak, jeżdże od 3 lat - uśmiechnąłem się. - Na co czekasz...?
 Dziewczyna skinęła głową i niepewnie usiadła za mną, łapiąc mnie za brzuch. Podałem jej kask i chciałem ruszyć, gdy ta mnie zatrzymała.
- Jak mnie zabijesz, to cię zabiję - wyszczerzyła się.
- Pff... Spoko. Ja szybciej to zrobie.
 Odpaliłem Quad'a i pojechałem w las. [...nie chce mi się pisać xd...]
- I co? - zadyszałem - Chyba nie było tak źle? Uff...
 Marika nadal była we mnie wtulona od tyłu. Całkiem... Miłe uczucie. Ta, ja stale kogoś przytulam lub ktoś mnie. Dopiero po chwili się zorientowała.
- Emm... Tak - odkleiła się ode mnie jak poparzona i założyła mi hełm - Omijając, że wpadłeś w prawie 4 drzewa i gałęzie ci waliły o ryj...
- Ta... - mruknąłem i zlazłem z maszyny.
 Zachwiałem się lekko, gdy nagle Marika mnie jakimś cudem złapała. Ma szczęście, że ważę zaledwie 67 kilo..
- Łukasz... - zmierzyła mnie wzrokiem - Ty serio zachowujesz się jak pijany.
- Się tak właśnie zastanawiam co było w tym drinku - warknąłem na siebie zirytowany.

8. Marzenia się spełniają... - Kamil

Kaya nie wracała, a Marika wróciła po 3 minutach, z colą.. Osobiście miałem powoli dość tej Mariki. Nie zostało mi nic innego jak zostawić Ją i Łukasza w pizdu, i pójść poszukać Kay. Gdybym był nieśmiałą, piękną dziewczyną gdzie bym był?- Myślałem. W Kiblu! Przecież te wszystkie tusze do rzęs, cienie się rozmazują? Kamil debilu, zaczynasz myśleć jak kobieta. 
Poszedłem pod kibel. Faken szit. Musiałem wejść do damskiego klopa. Nie wyobrażałem sobie, siebie w damskim kiblu. Wszedłem. Oczywiście druga para drzwi na kabiny muszą być, a w naszych kiblach, to pisuar, jest koło pisuaru, i każdy może się gapić na ptaka kogoś innego. I co od razu? Czuć jakiś "zajebisty, kwiatowy" zapach. Zdzierżę to..  Pierwsze co mnie zdziwiło, to fakt, że spod drzwi wysunął się klucz. Kaya się zatrzasnęła, ale dlaczego wykopała, albo wysunęła klucz? To mnie dziwiło. Podsunąłem Jej ten klucz, nie będę bez litosny. Usłyszałem dźwięk zamku, i po chwili drzwi się otworzyły. Wyszła z nich Kaya.
-Po co tam właziłaś?- zapytałem się moim pojebanym uśmieszkiem.
-Myślałam, ze Marika tam jest.- zaśmiała się.- a tak właściwie.. Czemu Ty tu jesteś?
Stanąłem jak wryty. Przecież nie mogę Jej powiedzieć, że czasami myślę jak kobieta.. Że jestem Drag Queen.
-Bo.. Tam najczęściej chodzą dziewczyny.- po tych słowach odwróciłem się, i jebłem sobie z liścia w mordę.- Wracajmy już, bo wjebią całą pizzę.


7. Czwórka wspaniałych - Kaya

Stałam sobie na jakiejś ścieżce z trójką osób, które idą na pizze. Brakowało tylko jednej osoby, czyli Łukasza.. Zaraz było widać jak biegnie w naszą stronę, przebiegając ulice prawie auto go pierdolnęło.
-Ty widzisz jak biegniesz?-odezwałam się niechętnie, a ten tylko pokręcił głową na nie.
-To idziemy.-powiedziała Marika i ruszyła pierwsza, ja jak zwykle z tyłu kopiąc jakiegoś kamienia..ciekawe zajęcie, chociaż robię tak zawsze odkąd pamiętam. Wiem, że pizzeria do której idziemy jest trochę daleko więc kamienia mogę se kopać ile chce i właśnie wtedy wypadł mi na drogę.. kurwa..no może uda mi się go jakoś zabrać..ryzyko jest fajne, może przy okazji auto mnie przejedzie i zostanę plackiem? Dobra nie ważne.. Powoli zaszłam na drogę i dużym zamachem kopnęłam kamienia, którym trafiłam w nogę Łukasza. Ten się odwrócił i zobaczył mnie na środku drogi, kurwa tylko kamienia kopałam nie chce się zabić..
-Ciężarówka kurwa!-wydarł się, a ja uciekłam na chodnik, lubię ciężarówki chętnie poznam je bliżej. Po kilku minutach byliśmy na miejscu, no prawie, chyba na miejscu.. zresztą nie znam się Marika nas prowadziła nie ja.
-Dobra to tutaj.-powiedziała zatrzymując się
-Idźcie na drugie piętro, a ja zamówię żarcie.-dodała po chwili,a my jak psy poszliśmy na te drugie piętro. Było tam dużo miejsca i co najważniejsze nikogo tam nie było. Poszłam do jakiegoś okna i się przez nie wychyliłam.. jak wysoko..wtedy też przybyła Marika z żarciem.
-Gdzie masz picie?-zapytałam.
-Po co ci picie? Już chcesz pić?
-Ale nie chodzi mi o to.. o picie.. wode? Soczek?-mruknęłam, a ta znowu zniknęła..mam nadzieje, że poszła po to picie, a nie do kibla. Zresztą pójdę sprawdzić gdzie poszła..na tym górnym piętrze za rogiem jest kiblem, a ona tam znikła.. Wbiłam do tego kibla i zaczęłam jej szukać i wtedy drzwi trzasnęły i chyba się zamknęłam w sraczu..
-Japierdole..-szepnęłam do siebie próbując otworzyć drzwi. Po chwili szarpania się z drzwiami postanowiłam dać sobie spokój. Może ktoś mnie uratuje? Nie oni nawet nie wiedzą że zamknęłam sie w sraczu. Po chwili zauważyłam jakiś klucz na ziemi, fajnie jak będzie to klucz do otworzenia tych drzwi. Hyh tylko kochany klucz wyśliznął mi się z rąk i upadł na ziemie, potem go kopnęłam i jest po drugiej stronie drzwi..
-NIEEE!-wydarłam się na całe drugie piętro. Głupie drzwi..wyjebałabym je teraz..nie stop za dużo klniesz Kaya..W tym momencie kiedy chciałam kopnąć drzwi klucz wrócił na moją stronę..magia? Wzięłąm go ostrożnie i otworzyłam drzwi..

sobota, 21 listopada 2015

6. Bo (NIE) opłaca się pomagać - Marika

- Acha, czyli opisujemy Upiór w operze? - spytałam patrząc na Kamila. - Mam nadzieje, że Panu Chao spodoba się nasz projekt. - dodałam zamykając zeszyt od muzyki.
- Ey co tam się dzieję? - spytał spoglądając na wielkie zbiorowisko.
- Chodźmy sprawdzić. -  zaproponowałam, ale Kamil już dawno ruszył w stronę stojącego tłumu.
     Zarzuciłam plecak na ramię i ruszyłam za Kamilem. Oboje zaczęliśmy się przepychać, by zobaczyć co jest takiego interesującego w tym ,, zebraniu ''. Dokoła wszyscy krzyczeli, jak na jakiejś arenie. Od razu domyśliłam się, że to kolejna bójka. Nagle ku mojemu zaskoczeniu ukazał się Łukasz szarpiący z Paulem. Obok stała jego banda, próbując się dorwać do Kaji. Nie wiedziałam co robić, spojrzałam z nadzieją na Kamila, później na James'a, a następnie na resztę klasy. Wszyscy się śmiali. Nikt nie reagował. Już miałam zrobić pierwszy krok, by ich rozdzielić, gdy nagle rozpostarł się niestety wszystkim dobrze znany głos. Był to Pan Martin Drey, surowy dyrektor naszej szkoły. Cała klasa szybkim krokiem wbiegła do sali, by uniknąć kary. Paul i jego dresy na ich nieszczęście nie zauważyli go i kontynuowali bójkę. Z widowni zostałam tylko ja wpatrująca się w pokaźną sylwetkę dyrektora.
- Matko Święta co tu się wyprawia ?! - krzyknął rozgniewany.
     Nagle cała drużyna Paula obróciła się w stronę dyrektora zdradzając swoje twarze.
- Paul, Mike, Simon i Ted. - odparł rozpoznając dobrze mu znaną paczkę wandali. - Mogłem się domyślić, jutro cała 7 do szkoły przychodzi z rodzicami! - krzyknął.
     Siódemka? Ale co ja takiego zrobiłam! To nie fair. Dresy szybko wzięły nogi zapas i popędziły na 1 piętro.
- Kaja Mietkowska, Marika Adam' s Crain, a ty to? - spytał spoglądając na Łukasza.
- Łukasz Walaszek, Panie dyrektorze - odpowiedział niechętnie chłopak.
- Nic wam nie jest? - spytał dyrektor.
- Chyba nie. - odparła cicho Kaja, tak jakby chciała go przeprosić.
     Nawet najlepsi twardziele przy Panu Drey są jak aniołki, ale nie spodziewałam się tego po Kaji. Dyrektor zmierzył nas surowym wzrokiem powtarzając żądanie o przyjściu rodziców do szkoły. Po chwili odszedł każąc nam wejść do klasy.
- Dzięki wielkie - odparłam spoglądając na Łukasza i Kaję.
     Chwilę później cała nasza trójka weszła do sali, gdzie Pani Felicia oznajmiła nam o uwadze za spóźnienie. Wkurzona usiadłam w swojej ławce. Caroline nie dawała mi spokoju. Ona zawsze musi wiedzieć co się stało. 15 minut przed dzwonkiem ktoś rzucił mi na ławkę kulkę z papieru, gdzie było napisane: Sorry :/ ~Łukasz . Spojrzałam na niego wkurzona pokazując mu środkowy palec. Od roku próbuje namówić rodziców na psa i teraz przez to, że chciałam mu pomóc nigdy go nie dostanę. Z jednej strony, było mi żal Łukasza. Pierwszy dzień w nowej szkole, a tyle niedobrego już się zdarzyło. Chwilę później przeszła mi złość i na odwrocie karteczki napisałam: To nie twoja wina... ale ty stawiasz dziś w pizzeri ;) ~Głodna Marika. Wzięłam spory zamach ręką i rzuciłam kulkę w jego stronę. Na szczęście doleciało do odpowiedniego odbiorcy, ale bałam się, że Pani coś zauważyła po tym jak wstała i zaczęła rozglądać się po klasie. Łukasz zaskoczony spojrzał w moją stronę, ale nie miał co liczyć na kontakt wzrokowy. Specjalnie wpatrywałam się w zeszyt uduchawiając, że rozwiązuje zadanie. Po przeczytaniu karteczki uśmiechnął się lekko, ale nie byłam pewna czy to szczery uśmiech.
- Kończymy o 9:40, więc do dzwonka zostało...? - spytałam przyjaciółkę.
- Zero. - odparło Caroline na dźwięk dzwonka.
     Po spakowaniu się wyszliśmy z sali zbierając siły na kolejne godziny nauki. Po skończonych zajęciach poszłam razem z Caroline do szafki. Niestety Caro nie mogła iść z nami do pizzeri, ponieważ musiała się zająć młodszym rodzeństwem. Gdy obie byłyśmy już gotowe do wyjścia ze szkoły rzuciłyśmy się na siebie. Tak wyglądały nasze pożegnania. Chwilę później Caro skierowała się w stronę wyjścia C na autobus, a ja ruszyłam do wyjścia A. Zbiórkę mieliśmy pod palmą, która stała na przeciwko naszej szkoły. Kamil i Kaja byli już na miejscu. Przeszłam przez pasy i dotarłam do grupy czekającej na Łukasza.

5. Error - Łukasz

 Spojrzałem kątem na Kayę. Westchnąłem i jakoś tak.. Poszedłem za nią. Czy to nie dziwne? Ehh... Zatrzymałem ją. A raczej to ona się zatrzymała. Szybko jednak odsunęła się ode mnie, a ja nadal drętwo trzymałem tą za przedramię.
- Gdzie uciekasz? - uniosłem prawą brew.
- Czy kogoś to obchodzi? - mruknęła i odeszła kawałek.
- Emm... Tak. - zatrzymała się - Mnie.
 Spuściła głowę. Spojrzałem za siebie. Marika i Kamil gadali ze sobą, patrząc na nas ukradkiem. Jednak gdy się odwróciłem do dziewczyny, tej już nie było. Skinąłem łbem. Wpadłem plecami na ścianę i założyłem ręce na pierś. Jakoś... Dziwnie mi się zrobiło. Spojrzałem na boki. Ogarnęło mnie poczucie winy. Żeby nie słuchać pytań od reszty polazłem do kibla. Przeniosłem wzrok na lustro i oparłem się o zlew. Jesteś gównem. Wyglądasz jak gówno. Jestem, kurwa, nikim. Nagle ktoś wlazł tutaj.
- A ci co? - zapytał niedawno poznany głos. Odwróciłem się. - Gdzie Kaya?
- Chyba mnie nienawidzi - prychnąłem z uśmiechem, który po chwili zbladł.
- Why? - przewrócił oczami i przeniósł spojrzenie na moje odbicie w lustrze.
- Eee... Nie ważne. Możesz pójść? - zapytałem - Chcę być sam...
 Kamil zmierzył mnie morderczym wzrokiem. A jednocześnie... Zazdrosnym? Wyszedł po chwili. A ja za nim, ale w inną stronę. Teraz jest ta zjebana matematyka... Jakoś nie chce mi się na nią iść. Może spróbuję popełnić samobójstwo przez niską samoocenę, jak w gimnazjum? Dobra, zabij się z dobrymi ocenami. Kurwa. ty w ogóle się nie uczysz. Pojebało cię. Dobra, Łukasz, nie klnij. Ogarnij się i nie gadaj sam do siebie. Zatrzymałem się przy swojej szafce. Nowej... Miała numer 63. Niedaleko nowo poznanej ,,bandy" z klasy. Ale ja nie znoszę przebywać w grupach. Jedna, albo żadna osoba. Nagle zadzwonił dzwonek. Schowałem niepotrzebne książki i zamknąłem ją, gdy obok mnie znalazła się Kaya. A dokładniej 3 - 4 szafki ode mnie. Spojrzałem na nią kątem. Chyba mnie zauważyła.
- Introwertyczka? - zapytałem.
- Tak. A co? Ty też?
- Owszem. - uśmiechnąłem się sztucznie z nadzieją, że tego nie widać.
  Nie miałem ochoty sprawiać dzisiaj komuś jakiejkolwiek przykrości. Zrezygnowałem. Po co mam z kimś rozmawiać, nawiązywać kontakt? Westchnęłam i zamknąłem szafkę, po czym poszedłem wzdłuż korytarza. Zatrzymałem się obok drzwi do klasy. Zjechałem w dół ściany, na samą podłogę. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Zrzuciłem także torbę [Hasztag #Yo xd]. Przejrzałem jeszcze instagrama, aska, snapchata i facebook'a. Normalnie, myślałem, że zaraz obejdzie mnie setki fanów a tutaj.. Spokój. Zajefajnie. Usłyszałem jakieś krzyki. Wstałem niepewnie i nadsłuchiwałem. Zacząłem iść i zza rogu zobaczyłem jacyś dwóch dresiarzy. Takich to przynajmniej nie wyzywają... Zaraz, zaraz... Przecież tam jest... Kay. Co, oni, kurwa, robią? Wziąłem głęboki wdech. Ja to nie mam żadnych szans...Co zdziała chłopak z 185,5 cm wzrostu (xD) Przeciwko takim? Jebać to.
- Ey, może ją zostawicie? - zacząłem spokojnie, wychodząc z rogu.
 Spojrzeli po sobie i zaczęli się śmiać. 
- Mała, czyżby Romeo po ciebie przyszedł? - zaczął jeden, przejeżdżając dziewczynie po szyi. 
 Byli trochę niżsi ode mnie. Jak fajnie jest być wysokim, wszyscy tacy mali.
- Możecie ją zostawić? - warknąłem ostrzej. Zaraz jak się wkurwię to...
 Znowu śmiech.
- Czy. Możecie. Ją. Kurwa. Zostawić?! - wydarłem się na chyba całą szkołę.
 Pewnie teraz każdy wychodzi z klasy. Nie ważne. Nie wytrzymałem i rzuciłem się na pierwszego dresa, jednak po chwili ten drugi zaczął działać.
- Kay-a! Uciekaj! - wyszeptałem. Dziewczyna nie wiedziała co zrobić. Spojrzała na mnie wzrokiem Zostawić cię tutaj, z nimi? Żeby cię zgwałcili zamiast mnie? Poczułem jak mnie odpychają na schody. Jęknąłem cicho. Po chwili nad nami zebrała się chyba cała szkoła. Zauważyłem jedynie parę osób z naszej klasy, w tym Marikę i Kamila. Dalej rozmazał mi się obraz... No świetnie, Łukasz. Bójka w pierwszy dzień.

4. Dlaczego łatwo się zgubić? - Kaya

Stałam w korytarzu szkolnym czekając nie wiadomo na co. Lekcje zaczynały się dopiero za 20 minut, a ja już przyszłam do szkoły..to jest normalne? Zresztą.. kogo obchodzi co robię? Ruszyłam w stronę mojej szafki czyli numer 73, miałam szafkę między dwoma chłopakami. Szybko schowałam do niej ubrania i poszłam pod klasę. Pierwsza Biologia..yhh..niby łatwy i nie wymagający przedmiot, ale jednak dla mnie nie jest spoko. Jak zwykle lekcja okazała się nudna i długo.. ale tylko z początku. Około 5 min po dzwonu do klasy przyszedł ten nowy.. i akurat ze mną musiał usiąść. Jak to się przeżyło.. potem panna Marika musiała go oprowadzić. Przyglądałam się wszystkiemu z bacznej odległości, w końcu musiało sie coś stać i ten nowy Łukasz wpadł w Kamila.. Powoli do nich podeszłam i rzuciłam jakimś tekstem.
-Idziemy wszyscy na pizze?-zapytałam wszystkich, jednak nie za bardzo mną sie zainteresowali.
-Kto stawia?-zadał inne pytanie ten nowy. No jak zwykle to będę ja, ale tym razem ucichnę..ciekawe co zrobią.
-Może ja?-w końcu ktoś coś powiedział i była to Marika. Wszyscy zadowolili się z pomysły i tym bardziej ja, że nie musze znowu im stawiać pizzy.
-To o której..?-zapytał Kamil.
-Yy 24.55 nie no po szkole.-powiedział dosyć szybko i poszłam gdzieś.. w świat.. tak samotnie.. wtedy na kogoś wpadłam.. na tego nowego.. on jest wszędzie..przenosi się nogami..albo umysłem.

wtorek, 17 listopada 2015

3. Bitches, please! - Kamil

Dzień się zaczyna, no kurwa! Najgorsze co mnie może spotkać -kolejny, zajebisty, w oczojebnych kolorkach dzień. Powoli, zaczynam tym rzygać. Była godzina 5:00. Fajnie. Po prostu zajebiście. Za 3 godziny szkoła, a mój chory umysł postanowił mnie na dzień dobry wkurwić, bo jakby inaczej zepsuć Kamilowi dzień? No jak! Nie chętnie postanowiłem się ubrać, i zacząć swoje smutne, codzienne życie.. Ehh.. Powoli, zaczynałem wątpić w mój.. smętny żywot. Kamil, ogarnij się, zaczynasz gadać jak jakiś poeta. Moja podświadomość, lubiła mną rządzić. No dobra, dzień się zaczął źle, spróbuj tego nie spieprzyć.. Każdy dzień jest koszmarny. Zacząłem się przygotowywać do tego miejsca. Szkoły. Tak, miałem dwa razy kibla w drugiej Liceum. Ale Matematyka to czarna magia.
Ubrałem się tradycyjnie w moją ukochaną zieloną koszulę, fullcap, koszulkę i jeansy. Pięć godzin, to chyba nie katorga.. O nie.. Nie ma tak łatwo mój Kamilu. Która to? 6:34. Mam jeszcze em.. Chyba 2 godziny do godziny skazania.. Co by tu porobić.. Może sprawdzę Facebook'a. A to kurwa, co? Pomyślałem, gdy zobaczyłem pierwszy wpis. Jakiś pizduś ma dołączyć do MOJEJ klasy. Hmm.. Zobaczy kto to, może się zaprzyjaźnimy. Haha. Śmieszne. Pogapiłem się jeszcze trochę w Iphone'a.
Pora ruszyć dupę. Nie mogę tak siedzieć w nieskończoność.
Szybkim krokiem ruszyłem w stronę przystanku autobusowego. Na nim ktoś stał, jakiś chłopak, i kilka starszych osób.. Postanowiłem milczeć.
Autobus powoli podjechał. W środku były pełno młodzików. Mi przystało stać. Ale jeden chłopak "Mhroczne Emo", zajmował aż 2 miejsca, a jeden starszy pan nie miał gdzie usiąść, więc postanowiłem coś z tym zrobić.
-Czy byłbyś uprzejmy, i dał tu usiąść temu panu?- postanowiłem spokojnie go przekonać.
-Hm. Pff..- Zaczął wzdychać w odpowiedzi.
-Czy możesz ruszyć dupę?- zapytałem nieco ostrzej. Sobie jakoś mogę wytłumaczyć swoje zachowanie, ale ja nie jestem taki wobec starszych.
Znowu wyzdychana odpowiedź. Nie, nie ruszył się. Nie, moje nerwy się kończyły.
-Czy możesz ruszyć swoją tłustą dupę, czy chcesz, żebym Ci ją rozjebał?- wycedziłem przez zęby. Ten osobnik spojrzał się na mnie, a potem wstał, ustał i zaczął trzymać się "tego czegoś do trzymania". Miał szczęście. Wyglądał na 2-3 gimnazjum. Nie lubię takich typków.
Autobus się zatrzymał, i wyrwał mnie z zamyśleń.
Poszedłem do klasy. Powoli wszedłem, i usiadłem w mojej ostatniej ławce. Rozległ się dzwonek.
Pani Ross, zaczęła prowadzić lekcje, gdy przyszedł jakiś chłopak... Zaraz, zaraz. Aham.. To nasz pizduś z Facebooka, i ten który biegł... Aaa... wszystko jasne..
Pani Ross, zaczęła z nim swoją rozmowę, czyli jak z każdym „nowym”. Porozmawiam z nim później. Haha. To na pewno będzie wyjątkowo śmieszne. Pani psor całą lekcję przegadała z Łukaszem. Jako pierwszy wybiegłem z klasy, albowiem umówiłem się tam z.. nie ważne. To moja prywatna prywatność.
Szedłem akurat, tam gdzie był róg, oczywiście ktoś musiał na mnie wpaść. Ehh..
-Jak leziesz?!- zdenerwowałem się. No dobra moja cierpliwość była na drobnej nitce, która w każdej chwili mogła pęknąć.
-S-sorry.- chłopak spojrzał na mnie. Ahm, Pizduś! Od razu się delikatnie uśmiechnąłem. Wiem, ze mimo mojego uprzedzenia, był dobrym materiałem na kolegę. I tam była też Kaya.. Co prawda, to prawda, podkochuję się w niej.
-A nie przedstawiłam was. Łukasz, Kamil. Kamil, Łukasz.
-Witam.- powiedzieliśmy razem „sarkastycznie”. Delikatnie się zaśmiałem swoim chorym śmiechem.
-Ja zapraszam Was po szkole na frytki.- zapytałem się, gdy się trochę opanowali ze śmiechem.
Oni nic nie odpowiedzieli, tylko się uśmiechnęli. Może poczuli oparcie w tym „najstarszym” i „kiblarzu” Heh.
-Czy zechcesz nam coś o sobie opowiedzieć?- zacząłem rozmowę z Łukaszem.

poniedziałek, 16 listopada 2015

2. To tylko słowa - Łukasz

 Znowu. Wstałeś dziś rano. Ubrałeś się, ogarnąłeś ryj. Co dalej? Nawet w półroczu nie przylazłeś do nowej budy. Uznają cię za debila, zrozum to. Niepotrzebne było to wszystko... Próbuję sobie nie wmawiać że to moja wina. To mój ojciec umarł, a nie ja. Heh, lub matka. Ja nie chciałem się przeprowadzać. W tamtej szkole było jeszcze w miarę spoko... Mam nadzieję, cholera, ja nie mam nadziei, że tutaj będą normalne bachory. Uhh... No nigdzie takich niema. Świetnie, 7:46, a ty masz pierwsze lekcje na 8:00 debilu. Już na pierwszy dzień się spóźnisz. Świetnie, no świetnie. Jeszcze raz sprawdziłem plan. Biologia, Matematyka, Chemia, Polski i Angielski. Mogło być gorzej... Tylko 5 lekcji. 5 godzin męczarni... Wyszedłem na korytarz. Ubrałem bluzę i założyłem buty, biorąc w rękę torbę. Zarzuciłem ją na ramię i wziąłem klucze. Po zamknięciu domu ruszyłem w stronę szkoły. Jest połączona gimnazjum z liceum. Masakrycznie... Więcej wkurzających nastolatków, czyż nie? Dobra nie ważne. Raz a śmierć, najważniejsze jest pierwsze wrażenie. Popisz się, Łuki. A w sumie nie... Nie jesteś taki. Nie miałem daleko do budynku. Jakieś... 100 metrów? Biegiem 5 minut? Ta, ty i bieganie, już to widzę... Dobra, nie ważne. W końcu znalazłem się blisko pomarańczowo - żółtego budynku. Westchnąłem głęboko i powoli, niepewnie zacząłem tam iść. Od budy dzielił mnie tylko betonowy pas, nazywany chodnikiem. Zamknąłem oczy. To nic strasznego... Nic! Znalazłem się na dość dużym boisku z ławkami, małymi drzewami i boiskiem do kosza. Było widać paru chłopaków i dziewczyn, co oznacza, że wszyscy już są w środku... Pokręciłem głową, słysząc dzwonek Wbiegłem szybciej do szkoły, od razu zauważając wiszącą kartkę z klasami i klasami. Sala 54... Już jesteś spóźniony, zwrócisz na siebie tylko większą uwagę. Znalazłem drzwi. Wziąłem głęboki oddech. Nie no, nie dam rady. Zapukałem po chwili i natychmiast wszedłem do klasy, przenosząc wzrok na prawą stronę do tablicy, aby nie patrzyć na klasę. Nauczycielka spojrzała na mnie.
- Chyba nowy - mruknęła i wstała, na co spuściłem łeb. Klasa ucichła, lecz szperała coś w torbach.
 Wszyscy patrzyli na mnie. Czułem ich wzrok na sobie, przez co przełknąłem ślinę.
- Możemy poznać twoje imię? - oparła się o biurko i krzywo spojrzała na mnie wzrokiem typu ,,Tak naprawdę mam to w dupie, chcę wiedzieć czemu się spóźniłeś".
  Czy to ma sens, żeby kolejne.... 20 ileś osób poznało moje imię?
- Łukasz - odparłem z nieukrytą niechęcią.
- Czemu pan Łukasz się spóźnił? - zapytała ,,słodko" jakby chciała mnie poderwać.
- Pan Łukasz zaspał - syknąłem, na co klasa się zaśmiała. Oni ze mnie ryją?
 Widocznie pani Ross ma poczucie humorku...
- Usiądź - powiedziała i sama to zrobiła, patrząc coś w dzienniku.
- Ale... - jęknąłem patrząc kątem na uczniów.
- Koło Kai jest wolne miejsce - wskazała niebieskim długopisem na ostatnią ławkę. - I zdejmij ten kaptur.
  Przewróciłem oczami. Posłuchałem się jej i poszedłem do ostatniej ławki, tym samym siadając pod ścianą. Odsunąłem się natychmiastowo od dziewczyny i chrząknąłem cicho. Spojrzała na mnie jak na debila, który bałby się lasek.
- Dobrze. Zacznijmy lekcje. - powiedziała i posłała mi sztuczny uśmiech, na co znowu ryknęli.
 Napisała jakiś temat na tablicy i każdy miał go przepisać. Wyjąłem zeszyt ale szperając w torbie nie znalazłem długopisu... Spojrzałem błagalnie na niejaką Kayę.
- Co, chłopczyk zapomniał długopisu? - zaśmiała się sarkastycznie.
 Zmarszczyłem czoło i wyrwałem jej przedmiot, wytykając jej język, robiąc komiczną minę. Uniosła prawą brew i odwróciła się bokiem, po czym mnie kopnęła w nogę i bez trudu odebrała długopis. Po chwili zaczęliśmy się śmiać jak debile, próbując cicho, jednak po chwili nauczycielka nas uspokoiła.
- Czy wam do reszty odwaliło?! - wydarła się.
- Widocznie - odparł chłopak z przedniej ławki. Uśmiechnąłem się sztucznie w stronę Kai, na co uderzyła mnie w łeb książką.
- Kaya, nie podrywaj - zmarszczyła czoło. Klasa zagwizdała - Łukasz, ty też nie.
 Ucichłem. Miałem ochotę rozjebać wszystkich tutaj.
- Nienawidzę cię - powiedziała, jednak z uśmiechem dziewczyna.
- Nawzajem - puściłem jej oczko, gdy nagle zadzwonił szkolny, słodki dźwięk oznaczający przerwę.
- Dziękuję za zmarnowanie lekcji - powiedziała Ross i odeszła do siebie.
 Cała klasa już szykowała się do wyjścia, a ja oczywiście ostatni się ogarnąłem i wstałem jako ostatni.
- Proszę. - mruknąłem szeptem po czym zarzuciłem czarną torbę na ramię.
 Rozejrzałem się po klasie. Co ty zrobiłeś... Już dosyć dużą uwagę na siebie ściągnąłeś. Nie poznaję cię, Łukasz. Ukrywasz smutek i udajesz radość, której w ciebie niema... Jaki tego sens? Gdy wychodziłem z klasy, nauczycielka mnie zatrzymała.
- Czekaj - powiedziała. Wziąłem wdech i wydech, a potem do niej podszedłem - Wybacz za tamto, lubię droczyć się z uczniami - zaśmiała się cicho, po czym wskazała na jakąś rudowłosą dziewczynę - Niech Marika cię oprowadzi. - odparła po czym się spakowała.
- Że co, mam do baby zagadać?! - warknąłem.
- Ja mam zagadać? - mruknęła i podeszła do niej.
 No nie, wstyd Łukasz. Po chwili wzrok tej przeniósł się na mnie. Natychmiastowo spuściłem swój na nogi i zauważyłem, jak idzie w moją stronę. Uciekaj. Jeszcze coś spieprzysz. Pani Ross do nas dołączyła.
- Wy się już chyba znacie - posłała uśmiech, głównie chyba nie mi. - Marika, moja kochana, oprowadź proszę naszego nowego ucznia.
 Cóż, dziewczyna chyba nie wyraziła nawet na to zgody... Nim się ktoś obejrzał, wszyscy znaleźli się przed klasą. Ciekawe...
- To... Może chodź. - odparła i zaczęła iść wzdłuż korytarza. Westchnąłem i sprawdziłem godzinę na telefonie, po czym poszedłem za nią. Nie trwało to długo, ale ja chyba byłem bardziej zajęty rozmyślaniem, niż słuchaniem.
- Halo, żyjesz? - spojrzała na mnie. Pokręciłem głową na boki, gdy wychodziliśmy z rogu. Od razu na kogoś wpadłem, ale nie można się po mnie dziwić...
- Jak... Jak leziesz? - warknął jakiś chłopak.
- Sorry. - mruknąłem i podniosłem na niego wzrok. Marika wlazła między nas.
- Ymm... Kamil. - zaczęła niepewnie - To Łukasz... Łukasz, Kamil.
 Cholernie mi miło - odezwał się głos w mojej głowie. Moja podświadomość mnie nie lubi...
- Witam. - powiedzieliśmy z sarkazmem oboje na raz, lecz po chwili się uspokoiliśmy.

niedziela, 15 listopada 2015

1. Nawrót - Marika

     Na zegarze wybiła 6 rano co oznaczało włączenie tego głupkowatego budzika. Wzięłam szybki zamach ręką i zwaliłam budzik na podłogę, wyłączając go przy okazji. Dziś był poniedziałek, czyli zaczęło się odliczanie do piątku. YEY. Szybko wstałam, ubrałam moje ukochane kapcie jednorożce i podeszłam do okna. Odsunęłam żaluzje po czym ubrałam mój szlafrok w chmurki i zeszłam na dół na śniadanie. Schodządz po tych gigantycznych schodach zdążyłam się minąć z naszymi dwiema pokojówkami, Panię Noris i Panią Centtes. Ale jak zwykle nie odpowiedział mi na ,,Dzień dobry''. Pewnie były zbyt zajęte szykowaniem kolejnego bankietu. Gdy dotarłam do kuchni ujrzałam Mary, która jak zwykle pożerała swoje ulubione płatki Reeses.
-Cześć Mary.- odparłam kierując się w stronę stołu.
-Witaj śpiochu, ty jeszcze nie ubrana?- spytała przeglądając facebook'a na swoim iphoni'e.
-Śpiochu?- spytałam poirytowana.- No wybacz sis, ale nie każdy musi wstawać o 4 nad ranem- mruknęłam pod nosem.
   Usiadłam przy stole i nałożyłam sobie na talerz jajecznice.
-Może poszłybyśmy dzisiaj po szkole na jakieś zakupy?- spytałam z uśmiechem.
-Nie mogę, muszę się uczyć.- odpowiedziała spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem
-Ty chcesz się uczyć?- spytałam zaskoczona.- Przecież masz i tak same pały.- dodałam ze śmiechem.
- Kotku to było nie potrzebne.- odparł jakiś głos.
    Po chwili do pokoju weszła Pani Crain, nasza zastępcza matka. Podeszła do lodówki mówiąc:
- Widziałam wasze oceny. Marika, brawo. Kolejne szóstki.- powiedziała spoglądając na mnie dumnie.
- Dziękuje mamo.- zaczerwieniłam się.
-Mary... kolejna 1 z matmy?- spytała bezsilnie.- Będę Ci musiała załatwić jakieś korepetycje.- oznajmiła wyjmując mleko z lodówki.
-CO?!- krzyknęła zaskoczona.
-Kochanie w domu się nie krzyczy.- odpowiedziała obojętnie.- Ja zmykam do pracy, a wam radzę się nie spóźnić do szkoły.- odparła całując nas w policzek
    Gdy mama wyszła z domu szybko pobiegłam na górę. Wzięłam prysznic, umyłam zęby i spakowałam się na dzisiaj. Wyciągnęłam z szafy moją ukochaną bordową bluzę z kotem i do tego czarne rurki. Rozczesałam włosy po czym zrobiłam kłosa na bok. Wzięłam plecaka i zeszam na dół. Mary już czekała gotowa. Wbiegłam do kuchni gdzie Pan Deric podał mi drugie śniadanie.
-Ile jeszcze?-spytała niecierpliwie Mary.
-Jeszcze tylko buty i płacz.- odparłam zakładając moje bordowe conversy.
     Wraz z sis wsiadłyśmy do limuzyny. Po ruszeniu pojazdu, wyciągnęłam z plecaka kosmetyczkę i zaczęłam się delikatnie malować.
- Dasz trochę pudru?- spytała nieśmiało.
-Jesteś na to za młoda.- stwierdziłam ze śmiechem.
      Po piętnastu minutach byłyśmy już na miejscu. Wysiadłyśmy z limuzyny i weszłyśmy do ogromnego budynku. Już przy samej dyżurce Mary zniknęła mi z oczu. Robiąc parę kroków do przodu poczułam, że ktoś mnie przytula od tyłu. Obróciłam się, a tam oczywiście Caro.
-SIS!-krzyknęłam przytulając ją jeszcze mocniej. Szłyśmy tak po korytarzu gadając o różnych rzeczach, ale głównym tematem, był nowy uczeń w naszej klasie. Caroline uwielbia nowości, więc nie dawała mi z nim spokoju. Zostało jeszcze 15 minut do dzwonka, więc stwierdziłyśmy, że pójdziemy coś kupić w sklepiku szkolnym. Po drodze spotkałyśmy Emily, Kate i parę innych osób z którym Caro musiała się podzielić ,,niesamowitymi'' wieściami. Po dotarciu do sklepiku ustawiłyśmy się w kolejce i zaczęłyśmy się zastanawiać co by tu kupić.
-Co bierzesz?- spytałam spoglądając na przyjaciółkę.
- Mam tylko 2 dolary.- oznajmiła wyjmując z kieszeni 2 złote monety.
- O Jezu wiesz dobrze, że ja Ci pożyczę.- zaśmiałam się.
- Jesteś kochana.- oznajmiła przytulając mnie.
- Co podać?- spytała sprzedawczyni.
- Ja poproszę sok pomarańczowy i 2 reeses w białej czekoladzie, a ty sis?.- spytałam.
- Ja poproszę cole light i nerdsy wiśniowe.- odpowiedziała.
- Proszę, należy się 8 dolarów i 55 centów.- oznajmiła sprzedawczyni.
 - Proszę.- powiedziałam podając kasjerce pieniądze.
- To co teraz mamy?-spytałam.
- Biologię.- odpowiedziała Caro otwierając puszkę coli.
- Oj...
- Niech zgadnę, znów zostawiłaś książki w szafce?- spytała ze śmiechem.
- Ale i tak musiałabym odłożyć kurtkę.-zaśmiałam się ruszając w stronę mojej szafki.
    Była ona numeru 69...egh... znajdowała się na parterze obok sali informatycznej. Caroline miała 70, tuż obok mnie. Moja miała kolor szary w białe chmurki, a Caro błękitny z przyklejonym naszym wspólnym zdjęciem. Dyrektor pozwolił je malować pod warunkiem, że rodzice wydadzą na to pisemną zgodą i pod koniec naszej nauki je wymienią na nowe. Szafki były na kody, więc nie musiałam się bać o zgubienie kluczyka. Po wpisaniu kodu otworzyłam plecak i włożyłam tam wszystkie potrzebne książki, oraz. Schowałam swój płacz i poprawiłam usta błyszczykiem w naklejonym przeze mnie lusterku. Zamykając szafkę ujrzała stojące obok James'a opierającego się ręką o inne szafki.
- Cześć Mari.- przywitał się zalotnie.
- Ymmm... hej James.- odpowiedziałam mu niechętnie.
- Ślicznie dziś wyglądasz wiesz?
- Dziękuje... nie musiałeś.- uśmiechnęłam się lekko.
- Musiałem.- stwierdził puszczając do mnie oko.- Może poszlibyśmy dziś gdzieś razem...
- Nie dzięki, nie mogę dziś. Cześć.- przeszkodziłam mu ciągnąć za rękę Caroline w jakiś kąt.
- Co ty wyprawiasz?- spytała zaskoczona.- Widać, że on na ciebie leci.- stwierdziła załamana.
- Ale James chodzi z Lucy, z twoją SIOSTRĄ!- krzyknęłam usiłując jej wytłumaczyć.
- Po pierwsze to TY jesteś moją PRAWDZIWĄ siostrą, a po drugie zrobisz mi tylko przyjemność jak James zerwie z nią dla ciebie.- opowiedziała kładąc mi ręce na barkach.
- Ale Caro, ja nie jestem gotowa na związek.- odparłam bezsilnie.
- Czemu niby?-spytała zaskoczona.- Mari jesteś śliczna, mądra, niczego Ci nie brakuje!
- Odwagi...- odparłam spuszczając głowę w dół.
- O nie! Ja nie będę patrzeć jak tracisz taką szanse!-krzyknęła zakładając plecak na ramię i idąc w stronę James'a i jego bandy.
- Caro co ty?-spytałam. Wychyliłam się z kąt i zobaczyłam jak idzie w stronę James'a i na dodatek coś do niego mówi. To nie może się dobrze skończyć . Wychylona za pasma szafek obserwowałam jak Caro z nimi gada. Nagle wszyscy zaczęli się śmiać i uśmiechać, wtedy James popatrzył na mnie. Szybko odwróciłam się chowając się za szafkami mając nadzieję, że mnie nie zobaczył. Po chwili wróciła Caroline.
- O czym z nimi gadałaś?- spytałam zaskoczona.
- Właśnie załatwiłam Ci randkę z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole.- odparła dumnie.
- CO?!-krzyknęłam bezsilnie.
- Oj Marik, nie musisz mi dziękować.- uśmiechnęła się.
- Lucy mnie zabije...- zaczęłam majaczyć.
- Lucy to ja się zajmę.- zaśmiała się.- Chodźmy już.- przerwał nam dzwonek.
- Ja Cię kiedyś obedrę ze skóry.- twierdziłam kierując się w stronę klasy biologicznej.
- Też Cię kocham sis.- uśmiechnęła się.
- Jak pomyśle, że zaraz będę się musiała się z nim zobaczyć to słabo mi się robi, i Ci idioci co zawsze z nim chodzą...ech...-jęknęłam.
- Nie przesadzaj!- krzyknęła trącą mnie swoim tyłkiem.
- No co?- spytałam.
- Ale ty masz problemy.- zaśmiała się wychodząc za kąta.
- O nie, on tam stoi.- odparłam widząc James przybijającego piątkę. Kamilowi.
- Idziesz!-krzyknęła popychając mnie do przodu. Szybko zrobiłam szczery uśmiech i wraz z Caro podeszłyśmy do Adeline i Ellie. Gadałyśmy cały czas o tym nowym, ale praktycznie w ogóle nie słuchałam, byłam zajęta patrzeniem na James'a. Chwilę potem przyszła pani Ross i wszyscy weszli do klasy. W raz z Caro usiadłyśmy tam gdzie zawsze, czyli w ostatniej ławce od okna. Pani kazała wyjąc zeszyty. Gdy wszyscy byli pochłonięci tą czynnością ktoś zapukał do klasy...